środa, 1 maja 2013

Majówka 2013. Parent's Adrenaline, level 99.

Dotychczas najlepiej poznaliśmy trzy stopnie adrenaliny rodzicielskiej, a to:
1. Mamo, boli mnie głowa!
2. Mamo, boli mnie brzuch!
3. Mamo, będę rzygał!
Które to oświadczenie powoduje sprinterskie wyczyny w biegu po michę. Dlaczego takie rozrywki, podobnie jak różne gorączki i zranienia, fundują nam dzieciaczki zazwyczaj na początek weekendu, pozostaje wielką tajemnicą.

Ostatnio serię zaliczył Kostek: tydzień przed Wielkanocą, godzina 7:56, telefon ze szkoły:
- Proszę przyjechać. Syn rozbił głowę, jest przytomny, ale wymagane jest szycie.
Przyjeżdżamy. Delikwent siedzi jak struty u pielęgniarki ze sterczącym znad ucha kłębem bandaża. Patrzy bykiem i zeznaje, że gonili się i popychali się z kolegami, potknął się o nogi brata i wyrżnął czaszką w róg ściany. To jedziemy do krawca. Pan doktor goli sierść, nakłada szwy na "uszkodzone powłoki czaszki" i zwalnia pacjenta do domu, by w glorii i chwale mógł korzystać ze zwolnienia na WF-ie. Bruce Willis, cholera...

Tymczasem wiosna w pełnej krasie, nie utrzyma się dzikusów żadną miarą w domu, to i latają na wolności. Opanowani przez "Władcę Pierścieni" i "Hobbita", kolekcjonują wielkie kije  - na miecze, i bardziej giętkie - na łuki. Przed drzwiami wejściowymi mamy już cały skład opałowy, którego wojownicy nie pozwalają usunąć. Chyba fantazja nas do końca opuściła, skoro nie widzimy, że wielki gnat grubości przedramienia i długości 1,50 m to nie śmieci, tylko laska Gandalfa! Żadne argumenty dorosłych nie skutkują. Wyjście na podwórko bez broni - niemożliwe. Do wczoraj:)
Chłopaki na podwórku, z najlepszym przyjacielem Kostka - Kubą. Dzwonek domofonu:
- Mamo, rzuć szybko chusteczki!
To już wiem, że krew się leje. Przybiega Ernie, leci z chusteczkami. Przez okno z naszego piętra widzę, że rzeczywiście, opatrują Kubę. Co zranione, tego jeszcze nie wiem.
- Do domu, wszyscy trzej!!!
Mam nadzieję, że oczy całe. I że żadna arteria nie przecięta. Zestaw ratunkowy przygotowany. Lezą. Kuba wygląda jak kot po walce: przecięte ucho, krew się leje. Standardowa procedura: woda, woda utleniona, maść gojąca, zeznania. Co było do przewidzenia: ucho zranione powierzchniowo, ale nieładnie w przepychance z kijami i metalowym prętem. Cholera wie, z jaką rdzą i brudem. Sprawca: Kostek. Beczy żałośnie.  Rykoszet: Ernie, który w biegu ratunkowym z chusteczkami skręcił nogę. Jęczy, noga puchnie. 
Następstwa dla Erniego: posiadówa na pogotowiu ze skręconą nogą. Przynajmniej spotkał tam Kubę, którego rodzice też przywieźli na ogląd lekarski. Zespół Weterynarzy Od Dzikich Zwierząt orzekł, że dzikusy zdrowe, do kontroli u specjalistów po weekendzie. Ale z majówki nici... Ucho zaklejone, zastrzyk przeciwtężcowy niekonieczny,  noga lodem obłożona... Kije, pręty i laska Gandalfa komisyjnie wyrzucone na śmietnik, zakaz gromadzenia nowej broni przypieczętowany krwią...
I tak siedzą nasi Muszkieterowie, i każdego coś boli: Kubę - ucho, Erniego - noga, a Kostka - tyłek...
Do wesela się zagoi. Miłej Majówki:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj