wtorek, 28 maja 2013

Odkurzone przeboje

Obrazek wyszyty haftem krzyżykowym na kanwie drukowanej Coats Anchor. Nici tej samej firmy dobierane według zaleceń producenta. Wielkość: 35 x 43 cm.




Nie mogłam się powstrzymać, kiedy zobaczyłam ten wzór :) Siedziałam nad nim i siedziałam, aż w końcu dałam sobie spokój na jakieś pół roku. Obrazek powrócił kiedy oczekiwałam naszego Pierworodnego - w długie zimowe wieczory, trochę krótsze wiosenne i po obronie pracy. Ostatni krzyżyk wbiłam w sobotę po osiemnastej, a w niedzielę krótko po siódmej zamiauczał nam ... nie, nie kotek, tylko Ernie we własnej osobie :)
Obrazek wisiał długo w dziecinnym pokoju, a po remontach należycie zabezpieczony spał na szafie. Teraz dostanie drugie życie, wyczyszczony i na nowo oprawiony zostanie najprawdopodobniej opiekunem czytających w fotelu :)

środa, 22 maja 2013

Postkomuniści w natarciu:)

Sezon komunijny w pełni - u nas na szczęście już po. Obyło się bez prostowania uszu, opalania na solarium, wycinania wymyślnej fryzury  i bez tatuażu "I love Jesus" na klacie komunikanta. Nie wynajęliśmy limuzyny, aby podwieźć naszego panicza do kościoła. Kwartet smyczkowy i solistka opery pozostali w domu. Karl Lagerfeld musiał uznać fakt, że wolimy wykorzystać albę po starszym bracie. Świeca przetrwała ceremonię w całości, książeczki do nabożeństwa nie zgubiono. Kroku nie zmylono, modlitwy pamiętano, warunki dobrej spowiedzi spełniono, łaskę uświęcającą posiadano. Sam komunikant bardzo się pilnował, ale rodzice chyba byli bardziej przejęci. Trochę się jednak oczy pocą, kiedy się patrzy na takiego diabła tasmańskiego, jak z miną aniołka przystępuje do sakramentu... 

A potem już: paluchy w kremie tortu, bieganie z kuzynami i wypróbowywanie sportowych prezentów. Rower i skoczek pogo - to właśnie o tym tygrysy marzą najbardziej! Zwłaszcza te nie potrafiące usiedzieć w miejscu:)

Na deser po Białym Tygodniu - pielgrzymka do Częstochowy. W naszym wesołym autobusie nie jedzie żadna osoba duchowna, toteż Pan Kierowca zapodaje muzykę zgodnie z gustem własnym i małoletniej damskiej publiki: "Ja...uwielbiam ją...ona tu jest...i tańczy dla mnie..." Im bliżej sanktuarium, tym muzyka przechodzi w utwory bardziej nastrojowe, raczej jednak z czasów schyłkowych Papieża Polaka. W samym miejscu kultu tłumy ludzi, samych grup komunijnych chyba osiem z różnych miast, plus opiekunowie, plus inne grupy i niezrzeszeni, licznie wałęsający się i przepychający pomiędzy wiernymi. Dzieci komunijne zebrano na miejscach przed ołtarzem, więc jeśli mogą oddychać to pewnie i coś widzą. Bo my nie za bardzo: głównie oglądamy filar i boczną nawę wśród tłumu. Specgrupa "Atak Emeryta" łagodnie acz nieustępliwie odpycha nas od wygodnego miejsca przy ścianie, gdzie przynajmniej można trochę się oprzeć, a i powietrza nie brakuje. Trzeba będzie kiedyś przyjechać w spokojnym terminie, żeby choć hostii dla nas nie zabrakło, jak tym razem. 
Kostek zadowolony uwalnia się z alby i już po cywilnemu poznaje atrakcje miasta. Głównie liczne stragany, bo przecież trzeba kupić pamiątki z miejsca kultu religijnego. 

Co najlepiej przywieźć z miejsca tak pełnego modlitwy, skupienia i łaski? Kostek z powagą i znawstwem profesjonalisty wybrał dla brata pistolet na kulki, a dla siebie takiż karabin.
Pif-paf!
Pokój niech będzie z nami:)



środa, 1 maja 2013

Majówka 2013. Parent's Adrenaline, level 99.

Dotychczas najlepiej poznaliśmy trzy stopnie adrenaliny rodzicielskiej, a to:
1. Mamo, boli mnie głowa!
2. Mamo, boli mnie brzuch!
3. Mamo, będę rzygał!
Które to oświadczenie powoduje sprinterskie wyczyny w biegu po michę. Dlaczego takie rozrywki, podobnie jak różne gorączki i zranienia, fundują nam dzieciaczki zazwyczaj na początek weekendu, pozostaje wielką tajemnicą.

Ostatnio serię zaliczył Kostek: tydzień przed Wielkanocą, godzina 7:56, telefon ze szkoły:
- Proszę przyjechać. Syn rozbił głowę, jest przytomny, ale wymagane jest szycie.
Przyjeżdżamy. Delikwent siedzi jak struty u pielęgniarki ze sterczącym znad ucha kłębem bandaża. Patrzy bykiem i zeznaje, że gonili się i popychali się z kolegami, potknął się o nogi brata i wyrżnął czaszką w róg ściany. To jedziemy do krawca. Pan doktor goli sierść, nakłada szwy na "uszkodzone powłoki czaszki" i zwalnia pacjenta do domu, by w glorii i chwale mógł korzystać ze zwolnienia na WF-ie. Bruce Willis, cholera...

Tymczasem wiosna w pełnej krasie, nie utrzyma się dzikusów żadną miarą w domu, to i latają na wolności. Opanowani przez "Władcę Pierścieni" i "Hobbita", kolekcjonują wielkie kije  - na miecze, i bardziej giętkie - na łuki. Przed drzwiami wejściowymi mamy już cały skład opałowy, którego wojownicy nie pozwalają usunąć. Chyba fantazja nas do końca opuściła, skoro nie widzimy, że wielki gnat grubości przedramienia i długości 1,50 m to nie śmieci, tylko laska Gandalfa! Żadne argumenty dorosłych nie skutkują. Wyjście na podwórko bez broni - niemożliwe. Do wczoraj:)
Chłopaki na podwórku, z najlepszym przyjacielem Kostka - Kubą. Dzwonek domofonu:
- Mamo, rzuć szybko chusteczki!
To już wiem, że krew się leje. Przybiega Ernie, leci z chusteczkami. Przez okno z naszego piętra widzę, że rzeczywiście, opatrują Kubę. Co zranione, tego jeszcze nie wiem.
- Do domu, wszyscy trzej!!!
Mam nadzieję, że oczy całe. I że żadna arteria nie przecięta. Zestaw ratunkowy przygotowany. Lezą. Kuba wygląda jak kot po walce: przecięte ucho, krew się leje. Standardowa procedura: woda, woda utleniona, maść gojąca, zeznania. Co było do przewidzenia: ucho zranione powierzchniowo, ale nieładnie w przepychance z kijami i metalowym prętem. Cholera wie, z jaką rdzą i brudem. Sprawca: Kostek. Beczy żałośnie.  Rykoszet: Ernie, który w biegu ratunkowym z chusteczkami skręcił nogę. Jęczy, noga puchnie. 
Następstwa dla Erniego: posiadówa na pogotowiu ze skręconą nogą. Przynajmniej spotkał tam Kubę, którego rodzice też przywieźli na ogląd lekarski. Zespół Weterynarzy Od Dzikich Zwierząt orzekł, że dzikusy zdrowe, do kontroli u specjalistów po weekendzie. Ale z majówki nici... Ucho zaklejone, zastrzyk przeciwtężcowy niekonieczny,  noga lodem obłożona... Kije, pręty i laska Gandalfa komisyjnie wyrzucone na śmietnik, zakaz gromadzenia nowej broni przypieczętowany krwią...
I tak siedzą nasi Muszkieterowie, i każdego coś boli: Kubę - ucho, Erniego - noga, a Kostka - tyłek...
Do wesela się zagoi. Miłej Majówki:)