środa, 18 kwietnia 2012

Wieczór magiczny

Nasza prowincjonalna, szarutka mieścina, dymami licznych fabrycznych kominów w niebo dysząca, doczekała się koncertu muzycznego czarodzieja, Grzegorza Turnaua.
Od chwili ogłoszenia terminu koncertu w domu zawrzało, jak we wnętrzu czynnego wulkanu – bo oczywiście młodzież doczekać się nie mogła: Kiedy koncert ?! Gdzie ?! O której ?! Kiedy bilety ?!  Bilety (cegiełki charytatywne z Fundacji Bądź Człowiekiem) zdobyto i umieszczono na domowym ołtarzu, poświęcając resztę czasu na uczłowieczanie dwóch  paniczów de Zoo.
W piątek po południu nadejszła wiekopomna chwila, kiedy w stroju galowem pojawiliśmy się na miejscu zdarzenia. Kostek z wielkim wzburzeniem powrócił z toalety:
- Mamo, mamo, a ja widziałem pana Turnaua w łazience !
Ooo. Brzmi ciekawie...
- Nabierał wody do czajnika z kranu !
Uff...
- A skąd wiesz, że to był on ?
-Bo widziałem go na zdjęciach, a tu patrzę: okularki są, bródka jest. Znaczy, to musiał być on.
- I tak sam sobie przyszedł z czajnikiem po wodę?
- Na pewno ! Zresztą, zweryfikuję, jak zobaczę go na scenie !
Co niebawem nastąpiło, gdy na scenę wkroczyli artyści: Grzegorz Turnau w towarzystwie gitarzysty Jacka Królika, saksofonisty Leszka Szczerby i basisty Roberta Kubiszyna. Kostia z satysfakcją szepnął:
- To był ON, mamo !
Se non è vero, è ben trovato -  kogo młodzianek widział z czajnikiem w dłoni, pozostanie na zawsze tajemnicą pana Grzegorza i Kostka – innych świadków nie było J

Popłynęły pierwsze takty „Czułości”. Potem dynamiczne, niepokojące „11:11” i wiele starych i nowych piosenek, nie tylko z repertuaru własnego artysty. Deszczowa „Bracka” przeszła w melancholijny „Scarborough Fair”. „Jealous Guy” Lennona, w oryginale i po polsku, w jedynym w swoim rodzaju tłumaczeniu „autorskim”. „She’s Always a Woman” Billy’ego Joela zabrzmiało wzruszająco. Piosenki z Kabaretu Starszych Panów bawią niezmiennie do dziś. Dialogi fortepianowo -  gitarowe z Jackiem Królikiem to prawdziwa uczta dla słuchaczy. A wszystko okraszone zapowiedziami pana Grzegorza, którymi na równi z muzyką czaruje publiczność i buduje nastrój. Artysta nie omieszkał również sprawdzić naszej znajomości tekstów, a wypróbował ją przy „Naprawdę nie dzieje się nic”. Oj, jednak się działo J Ernie i Kostek zresztą każdy znany tekst nucili sobie pod nosem J
Chłopcy najbardziej czekali na „ Na plażach Zanzibaru”, i doczekali się !
Partię Sebastiana Karpiela-Bułecki wykonał brawurowo pan Grzegorz, z góralskim zaśpiewem, a jakże, hej !
Siedzimy zasłuchani. Tak pięknie Grzegorz Turnau potrafi zaklinać fortepian, ujarzmić słowa... Lirycznie. Melancholijnie. Z przymrużeniem oka. Głos. Spojrzenie. Gest. Muzyka ...
Niestety, prędko trzeba żegnać wszystko, co piękne i szczęśliwe... Brawom nie ma końca. Artyści wracają na bis. I na drugi. Po raz trzeci wychodzi sam pan Grzegorz, i śpiewa nam na dobranoc „Już czas na sen”. Utwór zamykają ostatnie, gwizdane takty „Cichosza”.

I już – cicho-sza. Ukłon. Brawa. Gasną światła. Miłych snów...



Po koncercie czekamy na autograf i możliwość zrobienia zdjęć. Pan Grzegorz przysiadł na schodkach na scenę, podpisuje płyty. Z każdym zamienia kilka słów, każdego wita i żegna, pisze dedykacje.
- To wszystko dla pani? – dziwi się mile, gdy dziewczyna podsuwa kilka płyt z kolekcji.
W miękkiej, wełnianej marynarce, z „firmową” bródką, w błyskających wesoło okularach nie sprawia wrażenia niedostępnej gwiazdy. Ma bardzo mimiczną twarz i kąciki oczu zmrużone w uśmiechu. Zdarza mu się nie tylko zachichotać, ale nawet ZACHICHRAĆ, a wtedy wygląda jak sprytny, bywały w świecie, zadowolony z fortelu kot. Kto wie, może też jest Kocim Bratem ?
Naszym niedoskonałym sprzętem robimy zdjęcia. Chłopcy dziękują za swój ulubiony „Zanzibar”.
- Lubicie, tak ? A chcecie jechać do Zanzibaru? – uśmiecha się pan Grzegorz. Chłopcy chyba wolą jednak śpiewać, jak na razie J
Ostatnie zdjęcie i ... dobranoc.
Nas emocje wieczoru niosą jeszcze długo. Wracamy pieszo do domu. Panowie policjanci z pieszego patrolu spoglądają pobłażliwie na naszą rozśpiewaną i rozgwizdaną trójkę. Wieczór magiczny...


Jaki podarunek można dać komuś, kto zapewne wszystko ma i niejedno widział ? Co może wykonać rzemieślnik – fantasta z podrzędnego miasta, żeby chociaż małym gestem podziękować za wspaniałe wrażenia koncertowe – i codzienną inspirację ?
Pan Grzegorz Turnau dostał kolorową pisankę – niespodziankę. Niejadalną, ale za to „na wieki”. Specjalnie dla niego zrobioną.


Z dedykacją:

„Grzegorzu Turna-u,
 By nas pamięta-u.”

Nu, chętnie się uśmia-u J
-          


niedziela, 8 kwietnia 2012

Wesołych jaj !


W sezonie zimowym Asiek chwalił się swoimi wyczynami bombkowymi, które należałoby raczej nazwać: bombowymi. Zachwyciły mnie piękne i wypracowane ozdoby z satynowych wstążek na styropianowych szablonach, nie na tyle jednak, by samemu podjąć się ich wytwarzania. Wizja nowej szajby, po farbach, papierach i włóczkach jakoś mnie nie pociągała...do czasu. 
Do czasu pamiętnej wizyty w pasmanterii ( a powinnam mieć wytatuowane na czole: "Przed pasmanterią-wiązać!"), oraz słów zachęty i inspiracji ze strony jednego z admiratorów mojej radosnej twórczości. Krawieckie dodatki we wszystkich kolorach to jedno, ale jak potrafi zadziałać czyjaś wiara w to, że potrafiłabym nie tylko  stworzyć świąteczne ozdoby, ale zapewne opasać włóczką świat ze trzy razy, czy zrobić Księżycowi wełnianą czapeczkę ! Za słowa zachęty mej Inspiracji dziękuję, a wynik pracy dotychczasowej publikuję:) 
I życzę wszystkim, Kochani, zawsze tylko wesołych "jaj" :)