czwartek, 16 marca 2017

Love comes quickly, czyli powrót fascynacji

W czasach podstawówki, a było to dość dawno temu, uwielbiałyśmy z kuzynką bawić się lalkami i marzyłyśmy o Barbie. Oryginalna lalka była poza naszym zasięgiem, jednak miałyśmy do dyspozycji przynajmniej jednego "zagranicznego" bobaska, wielkości ok. 20 cm. 
W pakiecie miał również miniaturową wanienkę do kąpieli, zupełnie jak prawdziwy dzidziuś, zatem bardzo często po naszych wesołych zabawach cała łazienka była zachlapana. Częste kąpiele i suszenia nie szkodziły naszej zabawce, jednak jej włosy stanowczo zaprotestowały i po jakimś czasie nasz plastikowy dzidziuś wyłysiał. Nam również znudziły się jednostajne kąpiele i przewijania i weszłyśmy na wyższy etap: tworzenia ubranek.
Najlepszą metodą okazało się szydełkowanie: gdy coś nie wyjdzie, można łatwo spruć i skorygować tak, aby pasowało. Różnokolorowych kłębków i kłębuszków w domu nie brakowało, a w szydełko byłam już od jakiegoś czasu uzbrojona. 
Otrzymawszy nowe ubranko, nasz bezimienny bobas przeszedł transformację w uśmiechniętą dziewczynkę. By nie świecić łysiną, lalka potrzebowała włosów - ale skąd je wziąć? Nie było wtedy mowy o sztucznych włosach i rerootach, ale od czego włóczka? Nasza lala otrzymała piękne, marchewkowe włosy, których pęk przymocowany był do głowy za pomocą szpilki. Skoro miałyśmy już dziewczynkę z ognistorudymi włosami, należało pomyśleć nad imieniem. Ania z Zielonego Wzgórza byłaby zbyt oczywista, a że byłyśmy na etapie fascynacji "Domkiem na prerii", nasz rudzielec wzorował się raczej na Laurze Ingalls. 



Laura (czasem w zależności od zabawy: Aurora - ale nie ta rewolucyjna) towarzyszyła naszym zabawom długo, aż w końcu powędrowała do pudełka. W międzyczasie pojawiły się inne obowiązki, szkoła, studia. Fascynacja lalkami jednak nie minęła, a swoją pierwszą Steffi kupiłam już jako dorosła osoba :) A Laura po spędzeniu długiego czasu w lamusie, po lekkim odświeżeniu wciąż żyje i ma się świetnie!
Ostatnio musiałam zmierzyć się z wyzwaniem: ubranka dla Evi Love. Laleczka firmy Simba ma ok 11 cm wzrostu i proporcje dziecka, czyli: kołek. Ubranka gotowe są w tej chwili niedostępne, zatem trzeba ratować się we własnym zakresie. Szycie dla tak małej modelki to przedsionek piekła, kto próbował, ten wie. Pozostaje zatem szydełko, ale dobra wiadomość jest taka, że potrzeba mało surowca i relatywnie mało czasu, przy dużej cierpliwości ;) Modelkami były: Evi z Simby oraz Shelly z Mattel. Shelly ma trochę drobniejsze ciałko, ale ubranka pasują.





Mam nadzieję, że te ciuszki sprawią radość córce mojej kuzynki. Tej samej, z którą stworzyłyśmy Laurę.
Dla mnie podczas tej pracy wiele się zmieniło: poszukiwania wzorów potrafią czasami zaprowadzić na zupełnie nowe terytoria, do zupełnie nowych kolekcji i nowych lalkowych fascynacji. O których mam nadzieję donieść już niedługo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj